piątek, 7 lutego 2014

Od Akumu Do Zoey

Wszedłem do domu na przeciw tego do, którego weszła Zoey. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to czerwono czarny wystrój. Nie zapowiadało to nic dobrego. Mimo iż gust poprzedniego właściciela nie zbyt mi odpowiadał to większość ubrań idealnie na mnie pasowała, a na dodatek były wygodne i nie rzucające się w oczy. Oprócz tego znalazłem dużo gadżetów. Przede wszystkim zgarnąłem wszelkie ciekawsze książki. Znalazłem też dwa przenośne odtwarzacze płyt i kilka kompletów baterii. Samych płyt nie było za wiele więc wziąłem po prostu wszystkie jakie były. - Przydałaby mi się jakaś broń... - pomyślałem w tej samej chwili wzrok mój padł na sztylet leżący na stole. Był to zwykły prosty sztylet ale za to bardzo ostry. Uśmiechnąłem się ponuro po czym rozejrzałem się jeszcze raz po mieszkaniu. Po drodze zgarnąłem jeszcze tylko karimatę i dwie poduszki. Po czym obładowany tymi wszystkimi rzeczami w workach (których też w tym mieszkaniu było pod dostatkiem) wyszedłem by zobaczyć co udało się znaleźć Zo.
-I gdzie my to przepraszam bardzo będziemy trzymać? - zapytała dziewczyna na mój widok. Uśmiechnąłem się szeroko.
-Jakoś sobie poradzimy. - dziewczyna tylko pokręciła głową po czym po prostu zaczęła iść w kierunku jaskini
-Hej! Czekaj! - krzyknąłem i truchtem do niej dobiegłem. - Szkoda, że w jaskini nie ma prądu. Mógłbym jakiś komputer przetransportować.
-Czy tym właśnie zajmowałeś się w laboratorium?
-Między innymi. - powiedziałem po raz kolejny uśmiechając się szeroko. Zoey tylko westchnęła i przyśpieszyła kroku. W pewnym momencie po prostu weszła do jakiegoś domu. Stwierdziłem, że poczekam na nią na ulicy, bo i tak już ledwo niosłem to co trzymałem w rękach.

<Zoey? ^ ^>

Od Zoey Do Akumu

Po około trzydziestu minutach zmorzył mnie sen. Akumu już spał, słyszałam to po jego spokojnym oddechu. Obudziłam się przed świtem. Zwinęłam swoje 'łóżko' i czekałam aż chłopak się obudzi. Wstał około trzech godzin później.
-To idziemy?-Zapytałam się go od razu, gdy wstał. Skinął głową i odsunął głaz, a ja w tym czasie wstałam. -Mamy zapewnione, że wampiry nie będą nas dzisiaj nękać, bo będzie świeciło słońce przez cały dzień -Powiedziałam do niego patrząc się na niebo, na którym było kilka chmur niewielkich rozmiarów. Zeszliśmy na dół i poszliśmy na zachód, gdzie było najwięcej najlepszych domów i najmniej ludzi. Każdy wszedł osobno do innego domu. Mi się trafił dosyć dobrze wyposażony dom, ale za bardzo dziewczęco. Zwinęłam wszystko co nadawało się do zjedzenia z lodówki, kilka koców i dwie czarne sukienki, które wisiały na wieszaku w salonie. Dom był praktycznie nietknięty, ale od dawna niezamieszkały. Widać to było po licznych pajęczynach na oknach i po grubych warstwach kurzy pokrywających większość mebli. Gdy wychodziłam zauważyłam jeszcze dwie skórzane kurtki. Męską i damską. Damską ubrałam, a męską wzięłam dla Akumu. Akumu?

<Jak tam u Ciebie? :3>

Od Akumu Do Zoey

-Ok. Idź spać ja zaraz przyjdę. Muszę się przejść.
-Wykluczone. - powiedziała stanowczo dziewczyna. Spojrzałem na nią. - Nie dzisiaj. Proszę cię poczekaj do jutra. Dobrze? - zapytała się nie pewnie. Nie mogłem zignorować tego błagalnego tonu.
-Eh... dobrze. Prześpij się.
-Obiecujesz, że do rana nie będziesz wychodził?
-Tak, obiecuje.
-Dziękuje. - powiedziała dziewczyna po czym zaczęła układać się w kącie.
-Poczekaj! - powiedziałem i wyciągnąłem jedną karimatę i dwa koce. Podałem dziewczynie karimatę i jeden koc. - Trzymaj.
-A ty?
-Mną się nie martw.. Musisz się wyspać jutro wyruszamy na wycieczkę. - powiedziałem na pół ironicznie. Dziewczyna uśmiechnęła się słabo po czy zaczęła się znów układać do snu. Z westchnięciem zacząłem robić to samo...

<Zoey?>

Od Dereka

Leżał na podłodze, nieomal wciśnięty w kąt sali. Obie dłonie przyciskał do brzucha. Spomiędzy palców wypływały pulsujące strużki krwi. Gdy mnie zobaczył jego oczy rozszerzyły się do rozmiarów talerzy, co się dobrze składało, bo zbliżała się pora obiadu. Mężczyzna miał około czterdziestki i nosił polowy mundur w zielono-brązowe plamy. Jęknął przeciągle w akcie beznadziejnego protestu, a może było to błaganie o litość. Zbliżałem się powoli szczerząc zęby, odurzony zapachem krwi. Żołnierz wierzgnął nogami jakby chciał wtopić się w wykafelkowaną ścianę. Stanął nad nim i z mojego gardła wydobył się złowrogi charkot. Wcześniej, zanim wszystko się popieprzyło, byłem zdeklarowanym pacyfistą i, jak to się mówi, nie skrzywdziłbym muchy. Ba, z mięs najbardziej smakował mi żółty ser w asyście chleba żytniego i sałaty. Ale wszystko się zmieniło. Nie czułem obrzydzenia, nie czułem żalu. Modliłem się, by którekolwiek z tych uczuć pojawiło się w moim sercu, ale tak się nie stało. Moje serce było zimne i nieruchome, nie reagowało na rozpaczliwe próby umysłu, który próbował je ożywić. Właściwie mogłem jedynie patrzeć jak to coś, czym się stałem, osuwa się powoli na kolana i pochyla nad twarzą tego człowieka.
Potem zapadła ciemność i słychać było jedynie mlaskanie.
Rozrywane zębami ciało drżało przez chwilę, po czym wygięło się w łuk i znieruchomiało.

czwartek, 6 lutego 2014

Od Zoey Do Akumu

-Uhm... Jest już noc... Lepiej się nie kręcić, bo wtedy wysyłają patrole na ulice...-Powiedziałam i usiadłam obok chłopaka
-Boisz się?-Spojrzał się na mnie
- Nie... Ale wolę nie ryzykować... Może pójdźmy spać i rano pójdziemy po te rzeczy. Co ty na to? - Uśmiechnęłam się lekko do niego

<Akumu? Krótkie za krótkie >

Od Akumu Do Zoey

-Kiedy i tak mam wyrzuty sumienia. - powiedziałem patrząc w sufit.
-Niepotrzebnie. - mruknęła dziewczyna
-Łatwo mówić. - westchnąłem - trochę tu niezbyt ciekawie. Mi wystarczało ale ty się chyba nudzisz. - uśmiechnąłem się słabo. - Może pójdziemy po jakieś rzeczy? Nie brak tu opuszczonych domów gdzie został cały dobytek ludzi.

<Zoey? Krótkie bo krótkie ale odpowiedź chcę zobaczyć od ciebie ^ ^>

Od Zoey Do Akumu

Usiadłam obok chłopaka i go objęłam ramieniem. -Akumu...- Zaczęłam powoli licząc na to, że podniesie głowę, ale nic z tego - Akumu, spójrz na mnie-Tym razem mnie posłuchał - Nie jest Twoją winą, to co się tam ze mną działo, ja nie miałam wpływu na to, co się działo z Tobą. Rozumiesz? Masz się nie pogrążać z tego powodu, ani w ogóle o tym nie myśleć, zrozumiano? Nie czekałam na jego odpowiedź, wstałam i odsunęłam jeszcze raz głaz. Tym razem żeby zmieściło się tylko ciało tego martwego wampira. Złapałam go za nogę i wyrzuciłam z jaskini, po czym zasunęłam znowu wejście.

<Akumu?>

Od Akumu Do Zoey

Patrzyłem osłupiały jak Zoey bawi się swoją ofiarą z twarzą szaleńca. Wszystko we mnie się buntowało przeciwko takiej brutalności, a jednocześnie... Dziewczyna była przez tyle lat więziona w celi, bez jedzenia, bez środków do życia, a w dodatku wampiry zajmowały się nią z dziką przyjemnością. Była dla nich zabawką, była ich workiem treningowym, a jednocześnie nie dawali jej umrzeć. Żyła znosząc takie katusze właśnie od tych krwiopijców. Dla tego między innymi nie reagowałem. Robiło mi się niedobrze na widok tych tortur a mimo to nie odciągnąłem dziewczyny od swojej ofiary. Gdy skończyła zerknęła na mnie z tym samym wyrazem twarzy.
-Zo... - powiedziałem niepewnie. Uciszyła mnie gestem ręki. Usiadłem więc w milczeniu i czekałem.
-O co chodzi? - zapytała po chwili. Nie odpowiedziałem od razu.
-Przepraszam. - powiedziałem po chwili
-Za co?
-Za to w laboratorium. Siedziałem tam widząc jak cierpisz, a nawet nie kiwnąłem palcem. Mnie... mnie też wystawiali na próbę. Obserwowali mnie i sprawdzali ile we mnie jest człowieczeństwa. Gdybym wykazał choć nikłą chęć uratowania cię zabiliby mnie... zawsze byłem strasznym tchórzem. Przepraszam, przeprasza, przepraszam... - powtarzałem coraz słabiej, ze spuszczoną głową. Moim ciałem wzdrygnęło łkanie.
-Przecież to nie twoja wina! - krzyknęła dziewczyna. Potrząsnąłem głową, teraz ja potrzebowałem chwili na uspokojenie się. Dziewczyna w tym czasie wstała i zasunęła z powrotem głaz...

<Zoey?>

Od Zoey Do Akumu

W pewnym momencie odpłynęłam, ale nie całkiem. Miałam wszystkie zmysły aktywne, prócz wzroku. W pewnym momencie poczułam woń. Słodką i ostrą. Taką, która w postaci cieczy byłaby brązowa, albo szkarłatna. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, to co czułam. Wampira. Nienawidzę ich, między innymi dlatego, że w laboratorium tylko oni się mną zajmowali. Ludzie nie byli w stanie mnie utrzymać. W tym momencie przypomniało mi się, jak jeden z nich mówił "Ona ma chyba w mózgu larwy. Ciągle w jej umyśle słyszę szepty..." Te 'szepty' to tak naprawdę był psychopata, który się we mnie gnieździ. W tej chwili wyszedł na wolność. Znowu stałam się psychopatą. Rzuciłam się na wampira w tej samej chwili wyciągając sztylet z rękawa. Próbował mnie odepchnąć od siebie, jednak bezskutecznie, gdyż wbiłam się paznokciami w niego przebijając powoli jego tors i przyciskając go co raz mocniej do ziemi. Wił się pode mną, jak robak pod starym butem.Uśmiechnęłam się jak psychopata, którym z resztą byłam i zaczęłam sztyletem jeździć po jego "pięknej" buźce rozrywając skórę ostrzem. Krzyczał dość głośno. Wiedziałam, że muszę to szybko zakończyć, bo inaczej zaraz ktoś inny się zleci. Podniosłam dłoń dzierżącą sztylet i wbiłam broń w środek czoła przebijając czaszkę i mózg. Wampir przestał się ruszać. Wyjęłam sztylet i wytarłam go o rękaw, po czym go tam schowałam.
-Zo...-Usłyszałam głos Akumu, ale go uciszyłam gestem dłoni Usiadłam pod ścianą, żeby się uspokoić. Nastąpiło to po dwóch minutach.
 -O co chodzi?-Spojrzałam się na niego już z normalnym wyrazem twarzy

<Akumu?>

Od Akumu Do Zoey

Siedzieliśmy tak dłuższy czas. W pewnym momencie usłyszałem, że tępo oddechu dziewczyny zmieniło się. Zerknąłem na nią. Zasnęła. Uśmiechnąłem się do siebie. Musiała być już bardzo zmęczona. Znużony tym siedzeniem wstałem i odsunąłem głaz. W tym samym momencie coś na mnie skoczyło. Z zabójczą siłą rzuciło mnie na ziemie. Poczułem bardzo znajomy zapach. Wampir. Wymierzyłem mu porządnego kopniaka w brzuch. Skulił się ale nadal nie mogłem się spod niego uwolnić. Nagle potwór wyleciał w powietrze i uderzył w ścianę jaskini. Przed oczami mignęła mi Zoey dopadła wampira. W prawej ręce trzymała sztylet. Na ustach miała uśmiech szaleńca, a oczy jej obserwowały każdy rozpaczliwy ruch ofiary. Obserwowałem tą scenę ze zgrozą...

<Zoey?>

Od Dereka

"Noc żywych trupów", "The Walking Dead", "Zombieland"... nie musiałem kończyć mikrobiologii, żeby połapać się w zagadnieniu. Stałem się żywym trupem, szwendaczem, umarlakiem.
Zombie.
No, prawie. Przemiana była niepełna: moje ciało toczył rozkład, a umysłem zawładnęła niepohamowana żądza świeżej krwi i świeżego mięsa, lecz mimo to zachowałem ograniczoną zdolność myślenia, co należało uznać za wyjątkową aberrację. W klasycznym przebiegu neuroinfekcji mózg ulega całkowitej degradacji i odtąd człowiek przemieniony w zombie funkcjonuje dzięki szczątkowo zachowanym funkcjom pnia mózgu. Oznacza to, że staje się on istotą całkowicie bezmyślną, powodowaną jedynie instynktem w najczystszej jego postaci. W moim przypadku, z jakiegoś powodu, tak się nie stało, w części pozostałem sobą. Konsekwencje tego faktu były wprost niewyobrażalne, lecz w tej chwili nie miałem czasu, aby się nad tym zastanawiać. Głód wprost oszałamiał, odbierał władzę nad umysłem, za to wyostrzał zmysł węchu i słuchu, czynił mnie niezwykle czułym radarem, wychwytującym najdrobniejsze bodźce sensoryczne.
Nie potrafiłem przypomnieć sobie skąd wziąłem się w tej części kompleksu. Wymalowane na ścianach w regularnych odstępach wielkie oznaczenia "C3" wskazywały, że znajduję się w wojskowej części laboratorium. Tymczasem na co dzień pracowałem w sekcji "A1" wraz z innymi cywilnymi naukowcami. W sekcji militarnej byłem może dwukrotnie. Otoczenie sprawiało przygnębiające wrażenie, jakby korytarzem przeszło tornado. Większość drzwi była powyrywana z zawiasów, podłogę zasnuwał dywan potrzaskanego szkła. Panowała cisza, zakłócana jedynie trzaskami instlacji elektrycznej i jakimś dudnieniem, zdawało się - z wnętrza Ziemi.
Usłyszałem go wcześniej niż zobaczyłem. Gdy nadbiegł, usiłując przemknąć tuż przy ścianie, zrobiłem nieco niezdarny ruch lewą stopą i przygwoździłem  go do ziemi. Kręgosłup szczura trzasnął jak zapałka i zwierzę znieruchomiało. Podniosłem je za różowy ogon. Jeszcze wczoraj brzydziłem się tych piwnicznych stworzeń, ale wczoraj było wczoraj, a dzisiaj to dzisiaj. Z faktami się nie dyskutuje. Fakty się zjada. Nawet takie małe i nędzne coś uciszało głód. Nie na długo i nie do końca, jak paracetamol podany cierpiącemu katusze ostatniego stadium raka.
Gdzieś na końcu korytarza ktoś również cierpiał.
A jeśli cierpiał, to żył.
A jeśli żył... Uśmiechnąłem się w głębokim przekonaniu, że nie chciałbym ujrzeć swojego uśmiechu w lustrze.

wtorek, 4 lutego 2014

Od Zoey Do Akumu

-Umiem - Odpowiedziałam mu i wzięłam pierwszą książkę z brzegu i usiadłam z powrotem pod ścianą
-Gdzie się nauczyłaś?-Kolejne pytanie z jego strony
-W sumie, to nie wiem - Otworzyłam książkę na pierwszej stronie i zaczęłam czytać Zapadła dość niezręczna cisza, którą co jakiś czas przerywał dźwięk przewracanej kartki. Po chwili skończyłam książkę i ją odłożyłam. Nie była za bardzo wciągająca. Usiadłam na krawędzi jego "mieszkania".
-Uważaj, bo Cie ktoś zauważy...
-Usłyszałam głos Akumu za sobą -Jest już ciemno, jest niska temperatura, wątpię, że jakiś człowiek nas zauważy...
-Jednak wolałbym nie ryzykować...
-Okey - Skinęłam głową i usiadłam tam gdzie wcześniej pod ścianą

<Akumu?>

Od Akumu Do Zoey

-No tak... sorry głupie pytanie.
-Faktycznie trochę głupie. - uśmiechnąłem się groźnie
-Po prostu ja do tego nie potrzebuje takich narzędzi.
-Wiem. - zapadła niezręczna cisza. W pewnym momencie dziewczyna podeszła do mojej półki z książkami.
-Umiesz czytać? - zapytałem się jej.

<Zoey? Nie tylko tobie brakuje weny ;_;>

Od Dereka

Natrętne buczenie lamp jarzeniowych wypełniało zimne, wyłożone bladozielonymi kafelkami pomieszczenie. Niski, jednostajny dźwięk chmarą pszczół wdzierał się bezlitośnie przez uszy wprost do mojej głowy i drążył, drążył nieznośnie. Lampy łyskały nieregularnie ostrymi jak szkło odłamkami bieli, lecz nie to mnie obudziło. Ocknąłem się na zimnej posadzce, skulony i... martwy. Nie odczuwałem bólu, nie odczuwałem strachu, nie odczuwałem nawet zdzwiwienia. Jedynym uczuciem, które suchą pustką rozpierało mnie od wewnątrz był głód. Pierwotny, ssący powoli i miarowo głód. W jednej chwili opadła mnie beznadziejna świadomość niemożliwości zaspokojenia tego głodu. Już nigdy. Od tej pory to właśnie on miał wyznaczać moje ścieżki i określać zamiary. Stałem się głodem, a głód zmaterializował się w mojej postaci. Byłem trupem, nie pamiętałem nawet własnego imienia, ale potrzeba pielęgnowania pamięci musiała ustąpić miejsca potrzebie zaspokajania głodu. 
Dźwignąłem się z posadzki, a było to jakbym dźwigał się z wanny pełnej tężejącego betonu. Nie czułem swego ciała, tak jakby mój umysł znajdował się na zewnątrz i zadałem sobie pytanie czy to w ogóle ja wprawiam się w ruch, czy też może tylko przypadła mi rola obserwatora, jak pasażerowi w pociągu dalekobieżnym. Udało mi się w końcu stanąć prosto i zlustrowałem swoje ręce. Niby wszystko było w porządku, lecz już po chwili dostrzegłem wyraźne plamy opadowe i zazielenienie powłok skórnych. Ręce trupa, stwierdziłem bez większego zaskoczenia. 
Odpowiedź na pytanie jak to możliwe, że oglądam oznaki śmierci na własnych dłoniach musiała zaczekać. Imperatyw głodu nie zostawiał wiele miejsca na rozmyślania, zamiast tego popychał do działania i to popychał tak, jak potrafi tokijski policjant, gdy złapie cię na tagowaniu wagonów metra. Powlokłem się do oszklonych drzwi. Były otwarte. Korytarz za nimi tonął w półmroku, ale nie przeszkadzało mi to. Mięso wywęszysz na długo wcześniej niż je zobaczysz. 
Miałem węch absolutny. 

Nowa postać!


Imię: Derek
Pseudonim: brak
Płeć: chłopak
Wiek: 33
Gatunek: zombie
Charakter i umiejętności: Jestem przeważnie lekko otępiały i powodowany żądzą spożywania mięsa ludzi, choć nie gardzę także innymi gatunkami. Zwykle nie jadam aniołów, ich mięso znajdując jako mdłe. Posiadam umiejętność bezbłędnego lokalizowania świeżego mięsa za pomocą węchu i słuchu. Jestem w tym prawdziwym mistrzem. Jestem powolny, lecz wytrzymały, niewiele co jest w stanie mnie zabić. Nawet utraciwszy jakąś część ciała mogę dalej operować w celu zdobycia mięsa. Chętnie łączę się w stada z innymi zombie, wraz z nimi przemierzam rozmaite miejscówki w poszukiwaniu pożywienia. Posiadam charakterystyczny growlujący głos, który predestynuje mnie do występów scenicznych w zespołach trash i deathmetalowych. Posiadam maskujący wygląd, szczególnie dobrze maskuję się w kostnicach i w nekropoliach. Największą moją zaletą jest cierpliwe dążenie do świeżego mięsa. 
Hobby: powłóczenie prawą nogą oraz zjadanie ludzi. 
Partner: jeszcze nie, choć tęsknię za świeżą kobietą/mężczyżną:)
Historia: obudziłem się w zdemolowanym labie jako żywy trup (ale o definicjach później), co niespecjalnie mnie zmartwiło, bo wcale nie jest tak tragicznie być martwym za życia. Gorzej być żywym za śmierci. Wcześniej byłem normalnym człowiekiem, mikrobiologiem z USA, pracującym w tut. labie. W wyniku Zagłady zaraziłem się bio-molekułą przemieniającą człowieka w zombie padając ofiarą swoich własnych eksperymentów. Typowe.  
Towarzysz: pierwotny głód. 
Steruje: adam_law@tlen.pl 

Od Zoey Do Akumu

-Mam wyrobione paznokcie od drapania w ścianie - Odparłam beznamiętnie i usiadłam pod ścianą. Rozejrzałam się. Wszystko było tutaj urządzone po męsku, czyli prosto bez żadnych dodatków. Spojrzałam się na Akumu, który akurat patrzył się na mnie, jakby próbował coś odgadnąć. Odwróciłam wzrok i wyjęłam z rękawa sztylecik, który wytarłam o sukienkę i schowałam z powrotem.
-Po co Ci ten sztylet? - Chłopak się mnie zapytał, a ja znowu się na niego spojrzałam
-Do zabijania - Uśmiechnęłam się dosyć psychopatycznie

<Akumu?>

Od Akumu Do Zoey

Jak akrobata skakałem od lampy do lampy. Zerknąłem za siebie czy dziewczyna nadąża i zobaczyłem, że jak na razie w ogóle nie ruszyła się z miejsca. Kilkoma zwinnymi ruchami przyskoczyłem do niej.
-Będziesz tu tak stać i czekać aż cię zabiją?
-Co? A nie, nie. Idę.
-Gdzie w sumie chcesz iść?
-Muszę znaleźć nową kryjówkę w tamtej zbyt wiele osób się kręci.
-To może chciałbyś tymczasowo zamieszkać u mnie?
-Masz jakąś kryjówkę.
-No a jak myślisz... każdy jakąś ma.
-No masz racje. To... prowadź.
-Ok. - powiedziałem i zwinnym ruchem skoczyłem na kolejną lampę. Tym razem usłyszałem jak dziewczyna skacze po murku za mną. Gdy doszliśmy do gór pokazałem dziewczynie jaskinię na samym szczycie. 
-Tam masz kryjówkę? - zapytała z po wątpieniem
-I tak i nie. Umiesz się wspinać?
-Tak. - zmieniła się z powrotem w człowieka.
-No to choć. - kilka zwinnych skoków i już byłem na górze. Pomogłem dziewczynie się wdrapać, a potem odsunąłem olbrzymi głaz który był w wewnątrz jaskini. 
-Wchodź. - mruknąłem. Spojrzała na mnie ale weszła posłusznie. Następnie ja też wślizgnąłem się do środka i zasunąłem głaz.
-Tu mieszkasz?
-Tak. - mówiąc to zapaliłem świeczkę
-I nikt tu nas nie znajdzie? - zapytała z powątpiewaniem
-Nie powinien . Sama widziałaś ta skała wygląda jakby była ścianą jaskini, a po za tym mało które stworzenie potrafi się wspinać po takiej górze. Byłem zdziwiony tym, że ty potrafisz...

<Zoey?>

poniedziałek, 3 lutego 2014

Od Zoey Do Akumu

Podniosłam się i wyszłam z kryjówki. 
-Gdzie idziesz? - Akumu się mnie zapytał 
-Na zewnątrz - Odpowiedziałam mu idąc w kierunku najbliższego wyjścia 
-Mogą Cie zabić! - Podbiegł do mnie i złapał mnie za rękę jednocześnie mnie zatrzymując 
-Bardziej bym się martwiła o Ciebie, ja jestem zmiennokształtna i przyzwyczajona- Przesunęłam właz i wyszłam na zewnątrz. Na moment oślepiło mnie światło dzienne. Wszędzie dookoła było szaro, jak zawsze. Spojrzałam się w dół na chłopaka.
-Idziesz czy nie?
-Idę, idę...-Powiedział niepewnie
Założyłam kaptur od sukienki i poczekałam na niego nie zwracając na siebie najmniejszej uwagi. Wyszedł po kilku minutach. Dopiero zauważyłam, że ma kilka kocich "znaków". Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
-I jak ty jeszcze żyjesz...-Westchnęłam w duchu modląc się o to, żeby nikt z ludzi tego u niego nie zauważył. - Umiesz zmieniać się w kota? - Pokręcił lekko głową w odpowiedzi - To trochę komplikuje sytuacje
-Spokojnie. Potrafię sobie radzić. W końcu dotąd żyje.
- To rób co uważasz za słuszne. - Poleciłam mu i sama się zmieniłam w czarną kotkę.
Chłopak w tym czasie narzucił szaro zielony kaptur i wyskoczył w powietrze. Doskonale wkomponowywał się w otoczenie wykorzystując każdy cień. Gdyby nie koci wzrok pewnie bym go nie dostrzegła. W tym momencie od złudzenia przypominał dużego kota... Wyglądał, jak dobrze odżywiony kot, którego dopiero wypuszczono na spacer. A ja? Chuda, wygłodzona kotka, która się błąka od dawna na dworze i która właśnie znalazła towarzysza do wędrówek.

<Akumu?>

Od Akumu Do Zoey

Gdy wyczułem wilkołaka momentalnie się zestresowałem. Był to mój naturalny wróg i choć większość była ode mnie dużo słabsza i szybko mogłem sobie z nimi poradzić na zachowanie mojego organizmu nic nie mogłem poradzić. ~Długo jeszcze tu będą węszyć... ~ chciałem powiedzieć ale Zoey zakryła mi usta dłonią. Gdy już zapach ludzi i wilkołaka znikną zdjęła swoją rękę i spojrzała mi w oczy, które ze stresu zrobiły się jaskrawsze niż zwykle. Dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie. Po woli się uspokajałem.
-Ten był silniejszy niż inne... - mruknąłem
-Co?
-Ten wilkołak był silniejszy niż zwykle one są. Wyglądał wręcz jak jakaś mutant...
-Mutant? - dziewczyna wzdrygnęła się. Wiedziałem, że myśli o tym samym co ja... Czyżby ludzie znów założyli jakieś laboratorium?
-A tak zmieniając temat... Mogłaś zjeść ten chleb. Nawet jeśli te szczury szkodzą na dłuższą metę to byłem na nie uodporniany jeszcze w laboratorium. Wszystkim stworzeniem to robią. Tobie też to wstrzykiwali ale byłaś w tedy uśpiona.
-Wstrzykiwali?
-Tą żółtą maź. Wzmacnia organizm i podnosi wrodzone moce. Popatrz. - to mówiąc rozciąłem sobie rankę na palcu. Była różowo-żółta.
-Ohyda.
-Wiem. U ciebie jest tego znacznie mniej, bo chcieli tylko uodpornić cię na truciznę tych szczurów. U mnie chcieli wykryć jeszcze moje moce. - uśmiechnąłem się. Dziewczyna wahała się przez chwilę jednak odwzajemniła nieśmiało uśmiech.

<Zoey ? ^ ^>

Od Zoey Do Akumu

Szczury wyniszczają powoli... Nie zdążyłam mu tego powiedzieć. Nie mam pojęcia po co zjadłam ten chleb. Nie byłam głodna, nawet jeżeli byłam, to tego nie odczuwałam. Wrócił po kilku minutach.
-Trzymaj...
-Podniosłam się i dałam mu do ręki
-Nie zniszczy Cie tak szybko...-Po raz pierwszy się martwiłam o kogoś. Nigdy nie martwiłam się nawet o siebie
-Nie jestem już głod...
-Nie skończył mówić, bo mu przerwałam
-Zjedz. Posoka tych szczurów wyniszcza bardzo wolno. Przytępia zmysły. Jeżeli chcesz przeżyć, albo umrzeć w inny sposób niż zatrucie pokarmowe, to to zjedz -Usiadłam w kącie i w tym samym momencie słychać było, jak ktoś odsuwa właz, żeby wejść do kanałów.
Podniosłam się szybko i złapałam go za rękę po czym usiadłam z nim jak najszybciej w najciemniejszym kącie. Rozległo się tupanie kilku osób i krótkie szczeknięcie, które było podobne do psiego, ale nie z pewnością nie należało do psa.
-Ciiii...-Syknęłam cicho do chłopaka
-Co się dzieje?-Szepnął do mnie
-Ludzie przyszli wilkołakiem...-Odszepnęłam mu
W tym samym momencie przeszło na oko pięciu ludzi, z czego ostatni trzymał na smyczy bardzo dużego wilka ze srebrnym paskiem sierści przebiegającym przez całe jego ciało. "Zwierze" węszyło. Skierowało pysk w naszą stronę, ale szybko poszło dalej. To przez mieszankę zapachu moją i chłopaka. Razem jest za bardzo drażliwa dla wrażliwych nozdrzy.
Akumu chciał coś już powiedzieć, ale zakryłam mu usta ręką. Poczekałam, aż znowu rozlegnie się dźwięk otwieranego włazu i ich zapachy znikną. Odsunęłam rękę od jego ust i spojrzałam mu w oczy, które jak teraz zauważyłam były jaskrawo żółte. Uśmiechnęłam się lekko ledwo zauważalnie.

<Akumu?>


niedziela, 2 lutego 2014

Od Akumu Do Zoey

Spojrzałem na chleb, który mi dała i odrzuciłem jej go. Spojrzała na mnie.
-Zjedz go. Mi szczury nie szkodzą, już się nimi wcześniej żywiłem. Ty za to wyglądasz jak byś miała zaraz umrzeć głodu. -Spojrzała na mnie zdziwiona.
-Po prostu zjedz - powiedziałem. Wzruszyła ramionami i wgryzła się w chleb. Na jej twarzy odmalowało się zdziwienie.
-Pójdę zapolować. - Uśmiechnąłem się do niej. - Zjedz cały ten chleb, poczujesz się lepiej.
-Ok... - usłyszałem w odpowiedzi
Wróciłem po kilku minutach. Szczury nie są zbyt dobrą potrawą ale za to są sycące. Spojrzałem na dziewczynę. Siedziała z ostatnim kawałkiem chleba w ręce.
-Coś się stało? - zapytałem się. Spojrzała na mnie...

<Zoey?>

Od Zoey Do Akumu

-Chodź...-Powiedziałam do niego odwracając się jednocześnie i idąc w stronę mojego "legowiska"
-Co?-Usłyszałam jego głos
-Chodź, lepiej nie jeść tych szczurów - Odpowiedziałam mu na pytanie jednocześnie kopiąc jednego gryzonia
-Dlaczego?-Chłopak mnie dogonił Podniosłam szczura, który przebiegał obok mnie i przebiłam go na wylot sztyletem. Zamiast czerwonej krwi wyleciała żółta posoka.
-Już znasz odpowiedź? Uciekły razem ze wszystkimi, którzy przeżyli.- Ostatnie zdanie wycedziłam przez zaciśnięte zęby i wyrzuciłam szczura do wody, gdzie na niego rzuciło się kilka innych.
-Są eksperymentami, tak jak my... Nie mają żadnych właściwości, są po prostu gryzoniami, którym spuścili całą krew i zamienili ją jakąś cieczą zanim zdążyły zdechnąć. Wyjaśniłam mu i podeszłam do małej szafki, którą tutaj sobie przytaszczyłam. Otworzyłam ją i wyciągnęłam ze środka jeszcze świeży chleb.
-Smacznego - Powiedziałam rzucając mu go i usiadłam ma materacu
-A ty nie chcesz?
-Zapytał się mnie
-Nie. Nie jestem głodna. Prawie wcale nie odczuwam głodu...- Powiedziałam cicho

<Akumu?>

Od Akumu Do Zoey

Wstałem wcześnie rano obudzony burczeniem w brzuchu. Westchnąłem. Tak jak każda żywa istota musiałem jeść, a żeby jeść musiałem zabijać... ociągając się wstałem i zacząłem schodzić w kierunku ścieków gdzie było mnóstwo szczurów.  Już schodząc po w dół poczułem ten zapach jakiejś istoty która nie jest bynajmniej szczurem. Jak najciszej zacząłem iść w kierunku zapachu. Nagle tuż za mną przebiegł szczur. Odwróciłem się... i to był błąd. Zaraz po tym poczułem chłodny dotyk żelaza na szyi. Zerknąłem na broń. Krótki sztylet o cienkim ostrzy, doskonały dla morderców, trzymany delikatną kobiecą dłonią. Odnotowałem to wszystko tak na marginesie jednocześnie chwytając rękę dziewczyny, odciągając ją i odwracając się. Dopiero teraz mogłem przyjrzeć się jej twarzy. Dziewczyna również na mnie spojrzała, a po jej twarzy przebiegł strach. Upuściła sztylet i zaczęła się cofać.
Oczywiście wiedziałem dla czego. Była to dziewczyna, która przez długi czas w laboratorium miała "pokój" obok mnie. Chociaż słowo pokój nie jest tu najlepszym określeniem. Dziewczyna żyła jak w więzieniu. Nie mogła wychodzić z celi ani nawet oddalić się od swojego łóżka bez nadzoru. Ludzie myśleli, że o tym nie wiem ale nie przewidzieli, że mój wzrok przenika przez lustra weneckie jakie było zamontowane w ścianie pomiędzy moim i jej "pokojem". Wiele razy cierpiałem patrząc na nią lecz nic nie mogłem zrobić.
Do moich oczu nabiegły łzy. Było to dla mnie coś nowego. Otarłem je szybko. I spojrzałem na dziewczynę przepraszająco. Odwróciłem się i zacząłem iść w kierunku wyjścia. To jest jej terytorium, mogę się cieszyć, że nie próbuje mnie zabić. Mimo wszystko wbrew sobie zatrzymałem się i odwróciłem się. Wziąłem głęboki oddech.
-Ani słowa... - warknęła. Stała już przede mną ze sztyletem w ręce. Spojrzałem na nią smutny. - Czego tu chcesz? - zapytała tym samym tonem
-Szukałem pożywienia. Tu jest dużo szczurów. - skrzywiłem się nieznacznie
-Szczurów?
-Tak. - prychnęła. A potem jej wyraz twarzy się zmienił.
-Jak masz na imię?
-Akumu
-Dziwne imię...
-Moje imię znaczy koszmar. Nazwali mnie tak bo byłem koszmarną porażką w ich eksperymentach. Przynajmniej tak im się wydawało...
-Co?
-Mam wrodzoną zdolność ukrywania swojej siły i zwinności.
-Ale... jak?
-Nie wiem jak. Po prostu po stworzeniu mnie nie wykryli nic nadzwyczajnego oprócz tego że miałem ogon i kocie uszy.
-To-o czym ty jesteś?
-Pół elfem i pół kotołakiem. Hybrydą jak oni to nazywali. - nastała niezręczna cisza - A ty jak masz na imię? - zapytałem
-Zoey
-Musisz być bardzo silna.
-Co? - Uśmiechnąłem się do niej smutno
-W takich warunkach jak twoje trzymali tylko najsilniejsze jednostki. - zobaczyłem zdziwienie na twarzy dziewczyny
-A-ale przecież ja nie jestem jakaś nadzwyczajna czy coś...
-Tego nie wiesz... Jesteś jeszcze stosunkowo młoda, ja zresztą też. Wciąż odkrywamy swoje możliwości. Ciekawe co w tobie takiego jest... Szczerze mówiąc nie wyglądasz jak ktoś nadzwyczajny, w takich warunkach zwykle trzymano wampiry czy wilkołaki byłaś pierwszą zmiennokształtną.
-Naprawdę?
-Tak.
-Dobrze się orientujesz. - znowu smutno się do niej uśmiechnąłem
-W końcu mogłem chodzić sobie gdzie dusza zapragnie i tylko jedna osoba mnie eskortowała i to nie zawsze.
-Fajnie miałeś.
-Masz racje. Ale to tylko przypadek, że akurat ja okazałem się tą niby koszmarną porażką.
-Jak byli traktowani inni zmiennokształtni?
-Zwykle po prostu ich zamykano. Nie mogli wychodzić ale mieli trochę większe cele niż twoje i mieli trochę swobody. A teraz... no cóż każdy musi radzić sobie sam. Pozwolisz mi tu zapolować? - zapytałem się jej bo w tej chwili mój brzuch głośno zaczął o sobie przypominać.

<Zoey?>

Od Zoey Do Akumu

Obudziłam się o świcie, bo ktoś, albo coś zaczął chodzić po kanałach. Za głośne na szczura, a za ciche na człowieka. Poszłam powoli w kierunku hałasu. Zobaczyłam jakąś postać, podeszłam do niej wysuwając jednocześnie z rękawa krótki sztylet o cienkim ostrzu. Złapałam ową postać za szyję od tyłu przyciskając nóż do szyi. Ten ktoś odciągnął moją rękę od siebie jednocześnie się odwracając. Podniosłam wzrok i zobaczyłam chłopaka, którego twarz była mi dobrze znajoma, aż za dobrze znajoma. Wypuściłam sztylet z ręki i zaczęłam się powoli cofać.

<Akumu?>

Nowa postać!


Imię: Zoey
Pseudonim: Zo
Płeć: Dziewczyna
Wiek: 16 (długowieczny)
Gatunek: Zmiennokształtna
Wygląd: Zo jest dość wysoką dziewczyną, która jest nie tyle chuda, co umięśniona(ale nie jak kulturystki x,x). Ma długie czarne włosy i nie zobaczysz jej nigdy w innym stroju niż czarna sukienka Charakter i umiejętności: Zoey jest bardzo nieufna, zamknięta w sobie, czujna, nigdy nikomu nie udało jej się zaskoczyć. Często jest smutna. Potrafi być brutalna i zachowywać się jak psychopata, w takich momentach cały czas się szeroko uśmiecha i ma szaleństwo w oczach.
Lubi (Hobby): -
Partner: Nie sądzi, czy potrafiłaby pokochać.
Historia: Podczas przebywania w laboratorium nigdy nie traktowano jej z jakimkolwiek szacunkiem. Zawsze ją traktowano najgorzej ze wszystkich. W piwnicy były dwa pokoje, ona mieszkała w jednym, a pewien chłopak w drugim. Na jednej ścianie było weneckie lustro, ona miała tą stronę przez, którą wszystko widać. Podczas, gdy ona była głodzona i przykuwana na łańcuchy z grubymi ogniwami do ściany, tamten chłopak żył jak w pałacu. Przez to często płakała (zawsze było ją słychać w piwnicy i na pierwszym piętrze). Miała zakaz zmieniania się, bo powiedzieli jej, że jeżeli się zmieni, to od razu ją zabiją. Pokój tamtego chłopaka był bardzo luksusowy, podczas, gdy ona miała tylko stary cienki materac, lustro i komodę, w której trzymała swoje sukienki. Pewnego dnia, gdy była przykuta bardziej niż zwykle łańcuchy pękły i usłyszała łomot, a zaraz po nim straciła przytomność. Gdy się wybudziła znajdowała się pod jakimś drzewem i pierwsze co zobaczyła, to były gruzy laboratorium. Od tamtego momentu nie pamięta nic więcej i ukrywa się pod jakimś miastem w kanałach próbując przeżyć. Jako, że była wcześniej głodzona, to nie odczuwa praktycznie nigdy głodu i pragnienia.
Towarzysz: -
Inne zdjęcia: Jako kot
Steruje: Sui Fong

Od Akumu

W laboratorium zawsze byłem traktowany jak coś w rodzaju kotka salonowego. Ludzie po stworzeniu mnie i dokładnym zbadaniu wypuścili mnie z klatki. Mogłem spokojnie chodzić po całym laboratorium. Tam uczyłem się mówić, pisać, żyć. Miałem własny pokój i ochroniarzy, którzy łazili za mną wszędzie dla bezpieczeństwa ludzi tam pracujących. Pewnego dnia obudziłem się przysypany gruzem... Rozejrzałem się do o koła i stwierdziłem, że w pobliżu nikogo nie ma...
-kilka lat później-
Od tamtego czasu błąkałem się po świecie. Z czasem dowiedziałem się co się stało z laboratorium. Byłem dobrze wyszkolony więc udało mi się przeżyć, ale nigdy nie atakowałem, zabijałem lub walczyłem bez potrzeby. 
"Im dłużej żyje tym mocniej zaczynam wątpić w sens tego życia. Ludzie i inne stworzenia polują na wszystko co się rusza, a  ja jestem inny. Nie lubię przemocy, brzydzę się krwią, mimo iż mógłbym być maszyną do zabijania." - Tak rozmyślając wspinałem się pomału w kierunku mojej kryjówki. Gdy już się tam znalazłem skuliłem się w kąciku i zasnąłem. Muszę mieć dobre kryjówki bo jak zasnę to nic mnie nie obudzi co jest bardzo niebezpieczne - zwłaszcza w tych czasach. Codziennie przed zaśnięciem zastanawiam się czy uda mi się dożyć jutra...

***

Taki mój początek. Jak ktoś dołączy to może się śmiało dopisać ciąg dalszy :) xD

Pierwsza postać i oficjalne otwarcie bloga :)

Witajcie!
Na blogu będę funkcjonować jako Akumu (imię mojej postaci) lub We-chan. Cała historia bloga jest opisana w zakładce HISTORIA. Tytuł bloga w tłumaczeniu brzmi "Inne Życie" jak to zinterpretujesz to już Twoja sprawa. Wszelkie zasady znajdziesz w zakładce REGULAMIN. Proszę się do nich stosować.
No to przejdźmy do mojej postaci:


Imię: Akumu
Pseudonim: Ak
Płeć: Chłopak
Wiek: 17 lat (długowieczny)
Gatunek: hybryda kotołaka i elfa
Wygląd: Wysoki i wysportowany chłopak o śniadej cerze. Ma srebrne, długie i wiecznie rozczochrane włosy, jaskrawo żółte oczy o demonicznym spojrzeniu (zmieniają jaskrawość w zależności od jego nastroju i pory dnia), wysoki miły dla ucha głos i zwinne, płynne ruchy. Krótki ale puszysty ogonek i uszy wkomponowane w włosy nadają mu koci wygląd.
Charakter i umiejętności: Chłopak raczej unikający towarzystwa innych, samodzielny, odpowiedzialny. Jest też płochliwy (głównie przez bardzo wyczulone zmysły). Uwielbia wyzwania i wspinanie się. Nienawidzi przemocy i walczy (a tym bardziej zabija) tylko jak musi. Nigdy się nie wywyższa. Jest typem samotnika. Ma niezwykły zmysł równowagi, jest bardzo silny i bardzo wysoko skacze. Ma bardzo mocny sen.
Hobby: wspinaczki i obserwowanie ludzi oraz innych stworzeń, czytanie
Partner: Nawet gdyby chciał to wątpi czy kiedykolwiek kogoś znajdzie
Historia: (Oczami Akumu) Zawsze byłem traktowany jak coś w rodzaju kotka salonowego. Ludzie po stworzeniu mnie i dokładnym zbadaniu wypuścili mnie z klatki. Mogłem spokojnie chodzić po całym laboratorium. Tam uczył się mówić, pisać, żyć. Miałem własny pokój i ochroniarzy, którzy łazili za mną wszędzie dla bezpieczeństwa ludzi tam pracujących. Pewnego dnia obudziłem się przysypany gruzem... Rozejrzałem się do o koła i stwierdziłem, że w pobliżu nikogo nie ma. Od tamtego czasu błąkałem się po świecie. Z czasem dowiedziałem się co się stało z laboratorium. Byłem dobrze wyszkolony więc udało mi się przeżyć, ale nigdy nie atakowałem, zabijałem lub walczyłem bez potrzeby.
Towarzysz: brak
Inne zdjęcia: brak
Steruje: -klaczka-