niedziela, 2 lutego 2014

Od Akumu Do Zoey

Wstałem wcześnie rano obudzony burczeniem w brzuchu. Westchnąłem. Tak jak każda żywa istota musiałem jeść, a żeby jeść musiałem zabijać... ociągając się wstałem i zacząłem schodzić w kierunku ścieków gdzie było mnóstwo szczurów.  Już schodząc po w dół poczułem ten zapach jakiejś istoty która nie jest bynajmniej szczurem. Jak najciszej zacząłem iść w kierunku zapachu. Nagle tuż za mną przebiegł szczur. Odwróciłem się... i to był błąd. Zaraz po tym poczułem chłodny dotyk żelaza na szyi. Zerknąłem na broń. Krótki sztylet o cienkim ostrzy, doskonały dla morderców, trzymany delikatną kobiecą dłonią. Odnotowałem to wszystko tak na marginesie jednocześnie chwytając rękę dziewczyny, odciągając ją i odwracając się. Dopiero teraz mogłem przyjrzeć się jej twarzy. Dziewczyna również na mnie spojrzała, a po jej twarzy przebiegł strach. Upuściła sztylet i zaczęła się cofać.
Oczywiście wiedziałem dla czego. Była to dziewczyna, która przez długi czas w laboratorium miała "pokój" obok mnie. Chociaż słowo pokój nie jest tu najlepszym określeniem. Dziewczyna żyła jak w więzieniu. Nie mogła wychodzić z celi ani nawet oddalić się od swojego łóżka bez nadzoru. Ludzie myśleli, że o tym nie wiem ale nie przewidzieli, że mój wzrok przenika przez lustra weneckie jakie było zamontowane w ścianie pomiędzy moim i jej "pokojem". Wiele razy cierpiałem patrząc na nią lecz nic nie mogłem zrobić.
Do moich oczu nabiegły łzy. Było to dla mnie coś nowego. Otarłem je szybko. I spojrzałem na dziewczynę przepraszająco. Odwróciłem się i zacząłem iść w kierunku wyjścia. To jest jej terytorium, mogę się cieszyć, że nie próbuje mnie zabić. Mimo wszystko wbrew sobie zatrzymałem się i odwróciłem się. Wziąłem głęboki oddech.
-Ani słowa... - warknęła. Stała już przede mną ze sztyletem w ręce. Spojrzałem na nią smutny. - Czego tu chcesz? - zapytała tym samym tonem
-Szukałem pożywienia. Tu jest dużo szczurów. - skrzywiłem się nieznacznie
-Szczurów?
-Tak. - prychnęła. A potem jej wyraz twarzy się zmienił.
-Jak masz na imię?
-Akumu
-Dziwne imię...
-Moje imię znaczy koszmar. Nazwali mnie tak bo byłem koszmarną porażką w ich eksperymentach. Przynajmniej tak im się wydawało...
-Co?
-Mam wrodzoną zdolność ukrywania swojej siły i zwinności.
-Ale... jak?
-Nie wiem jak. Po prostu po stworzeniu mnie nie wykryli nic nadzwyczajnego oprócz tego że miałem ogon i kocie uszy.
-To-o czym ty jesteś?
-Pół elfem i pół kotołakiem. Hybrydą jak oni to nazywali. - nastała niezręczna cisza - A ty jak masz na imię? - zapytałem
-Zoey
-Musisz być bardzo silna.
-Co? - Uśmiechnąłem się do niej smutno
-W takich warunkach jak twoje trzymali tylko najsilniejsze jednostki. - zobaczyłem zdziwienie na twarzy dziewczyny
-A-ale przecież ja nie jestem jakaś nadzwyczajna czy coś...
-Tego nie wiesz... Jesteś jeszcze stosunkowo młoda, ja zresztą też. Wciąż odkrywamy swoje możliwości. Ciekawe co w tobie takiego jest... Szczerze mówiąc nie wyglądasz jak ktoś nadzwyczajny, w takich warunkach zwykle trzymano wampiry czy wilkołaki byłaś pierwszą zmiennokształtną.
-Naprawdę?
-Tak.
-Dobrze się orientujesz. - znowu smutno się do niej uśmiechnąłem
-W końcu mogłem chodzić sobie gdzie dusza zapragnie i tylko jedna osoba mnie eskortowała i to nie zawsze.
-Fajnie miałeś.
-Masz racje. Ale to tylko przypadek, że akurat ja okazałem się tą niby koszmarną porażką.
-Jak byli traktowani inni zmiennokształtni?
-Zwykle po prostu ich zamykano. Nie mogli wychodzić ale mieli trochę większe cele niż twoje i mieli trochę swobody. A teraz... no cóż każdy musi radzić sobie sam. Pozwolisz mi tu zapolować? - zapytałem się jej bo w tej chwili mój brzuch głośno zaczął o sobie przypominać.

<Zoey?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz