wtorek, 4 lutego 2014

Od Dereka

Natrętne buczenie lamp jarzeniowych wypełniało zimne, wyłożone bladozielonymi kafelkami pomieszczenie. Niski, jednostajny dźwięk chmarą pszczół wdzierał się bezlitośnie przez uszy wprost do mojej głowy i drążył, drążył nieznośnie. Lampy łyskały nieregularnie ostrymi jak szkło odłamkami bieli, lecz nie to mnie obudziło. Ocknąłem się na zimnej posadzce, skulony i... martwy. Nie odczuwałem bólu, nie odczuwałem strachu, nie odczuwałem nawet zdzwiwienia. Jedynym uczuciem, które suchą pustką rozpierało mnie od wewnątrz był głód. Pierwotny, ssący powoli i miarowo głód. W jednej chwili opadła mnie beznadziejna świadomość niemożliwości zaspokojenia tego głodu. Już nigdy. Od tej pory to właśnie on miał wyznaczać moje ścieżki i określać zamiary. Stałem się głodem, a głód zmaterializował się w mojej postaci. Byłem trupem, nie pamiętałem nawet własnego imienia, ale potrzeba pielęgnowania pamięci musiała ustąpić miejsca potrzebie zaspokajania głodu. 
Dźwignąłem się z posadzki, a było to jakbym dźwigał się z wanny pełnej tężejącego betonu. Nie czułem swego ciała, tak jakby mój umysł znajdował się na zewnątrz i zadałem sobie pytanie czy to w ogóle ja wprawiam się w ruch, czy też może tylko przypadła mi rola obserwatora, jak pasażerowi w pociągu dalekobieżnym. Udało mi się w końcu stanąć prosto i zlustrowałem swoje ręce. Niby wszystko było w porządku, lecz już po chwili dostrzegłem wyraźne plamy opadowe i zazielenienie powłok skórnych. Ręce trupa, stwierdziłem bez większego zaskoczenia. 
Odpowiedź na pytanie jak to możliwe, że oglądam oznaki śmierci na własnych dłoniach musiała zaczekać. Imperatyw głodu nie zostawiał wiele miejsca na rozmyślania, zamiast tego popychał do działania i to popychał tak, jak potrafi tokijski policjant, gdy złapie cię na tagowaniu wagonów metra. Powlokłem się do oszklonych drzwi. Były otwarte. Korytarz za nimi tonął w półmroku, ale nie przeszkadzało mi to. Mięso wywęszysz na długo wcześniej niż je zobaczysz. 
Miałem węch absolutny. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz