czwartek, 13 lutego 2014

Od Wity

Leżę na ziemi, powoli czuję jak wraca mi świadomość. Potworny ból przeszywa moją głowę. To pewnie znowu kac. Zaraz, to nie może być kac, przeszło mi przez głowę, wczorajsza noc zakończyła się herbatką i jakąś łzawą komedią romantyczną. Boże jaka była najgorsza. Leniwie otwieram oczy i... na co ja właściwie patrzę? Jarzeniówka nieznośnie buczy (zawsze mnie to irytowało, to jedyny plus pracy na ulicy – nie buczą i nie migają te zasrane jarzeniówki), ale to nie to mnie zaniepokoiło. To takie uczucie, kiedy budzisz się w nocy i nie pamiętasz co ci się śniło, ale wiesz, że nie było to dobre. Powoli podnoszę głowę i sama nie wierzę w to co widzę. Totalna rozdupa! Leżę na podłodze, dookoła rozwalone stoły, połamane krzesła, pod nogami mam całą zawartość czegoś co do niedawna było chyba lodówką. To musi być pokój socjalny. Ale co ja tu właściwie robię? Wstaję, a przynajmniej mam mocne postanowienie, że wstanę, bo ból przeszywa mi całe ciało. Powoli podnoszę się na łokciach i widzę obok siebie Jennę. Nigdy jej nie lubiłam, ale w tej sytuacji cieszy mnie jej widok. Klękam przed nią i staram się ją obudzić. Z niewiarygodnym jak na ten moment wysiłkiem odwracam ją na plecy. No i z Jenną sobie jednak nie porozmawiam, bo zamiast twarzy ma krwawą papkę, a z jej brzucha wystaje kawałek nogi od krzesła. Jak już wspomniałam nigdy jej nie lubiłam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz