sobota, 15 lutego 2014

Od Jane Doe

Jane szła powoli dawną estakadą centralną. Trampki zapadały się w mieszaninie ścieków i sadzy, wydając z siebie chlupoczący dźwięk przy każdym kroku. Czarne włosy przylepiały jej się do twarzy. Było nieznośnie gorąco. Od czasu zniszczenia laboratorium temperatura w Tokio zdawała się stale podnosić, powietrze gęstnieć. I jeszcze ten zapach - mieszanina siarki, amoniaku i czegoś, co kojarzyło się z dzikim, przerażonym zwierzęciem.
Dziewczyna zerknęła za siebie. Tak jak jej się wydawało miała ogon. Chuderlawy, obdarty człeczyna śledził ją od „amerykańskiego” targu. Nie o niego jej chodziło. Na stanowisku z nielegalną bronią upatrzyła zdrowego, silnego trzydziestolatka. To on miał teraz za nią iść, a nie ta marna imitacja istoty ludzkiej.
„Nie jesteś mi potrzebny, szczurze.” - pomyślała.
Doskonale zdawała sobie sprawę, w jakim celu mężczyzna cierpliwie za nią podąża. Samce były tak przewidywalne. Buzia szesnastolatki, chude nogi obleczone w dwie potargane podkolanówki, plisowana spódniczka – to stawało się zbyt proste. A proste rzeczy nudziły ją coraz bardziej.
Jane zwolniła kroku i powoli, jakby od niechcenia, zaczęła przekształcać swoją twarz. Oczy poczęły się zmniejszać, stawały się dwoma, czarnymi perełkami. Nos wydłużał się i podnosił, policzki obwisały, broda cofała się, a skórę zaczynała porastać szorstka szczecina krótkich włosków.
Stanęła, czekając. Była w najwyższym punkcie estakady, 80 metrów nad ziemią.
Wyczuwała rosnącą satysfakcję śledzącego - w jego głowie jawił się obraz dziecka, które jest przerażone, że nie jest nawet w stanie się ruszyć. Położył jej rękę na ramieniu.
„Pomóc Ci maleńka? Ja pomogę Tobie, Ty mnie...”
Jane odwróciła się do niego przodem, szczerząc zęby w uśmiechu. Świński ryj znalazł się tuż przed jego oczami.
„O tak chętnie, Ci pomogę...”- wydobyło się z wieprzowatej mordy.
Mężczyzna zbladł przerażony. Krok po kroku zaczął wycofywać się w stronę krawędzi estakady, dawno pozbawionej barierki.
Jane ryknęła sztucznym, zwierzęcym śmiechem – to wystarczyło. Facet odwrócił się histerycznie, zatoczył i bezdźwięcznie runął w dół.
Dziewczyna powoli podeszła na sam skraj drogi, przybierając swój zwykły wygląd. Spojrzała w ślad za swą ofiarą. Resztki człowieka leżały roztrzaskane o betonowe płyty. Głowa zabawnie się spłaszczyła, łopatki przebiły plecy, ukazując żółte odłamki kręgosłupa.
Bez drgnięcia powieki Jane wróciła do przerwanego marszu w dół estakady. Dwie ulice dalej zaczynała się dzielnica kanalarzy, słynących z handlu prochami. Dealerzy byli przeważnie dobrze odżywieni i przekonani o własnej sile, a przez to niezwykle naiwni. Była szansa, że tam znajdzie nowy, zdrowy obiekt, nadający się do badań.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz