poniedziałek, 17 lutego 2014

Od Dereka

Przejaśniało się, lecz ciemne chmury nadal kłębiły się nad miastem, nabrzmiałe brudną wilgocią, od której zapierało dech. Timex pokazywał godzinę czternastą, lecz nie miało to większego znaczenia. Wszelkie wskazówki minionego czasu leżały potrzaskane na gruzach tego, co jeszcze do niedawna było największym kompleksem metropolitalnym świata. Nad ruinami Tokio unosił się czarny dym śmierdzący paloną izolacją, lecz ja czułem się świetnie. Poruszałem się sprawnie, choć pewnie nie odniósłbym sukcesów w biegach przełajowych. Mimo to, różnica po zażyciu super-fety była ogromna, a wyglądało na to - omiotłem wzrokiem ponury krajobraz - że nawet drobiazgi miały odtąd robić różnicę. Drobiazgi, o których zapomnieliśmy, mając nadmiar wszystkiego na wyciągnięcie ręki. Drobne rzeczy i przyjemności, które zszarzały obojętnością, jako oczywistości życia codziennego. Tymczasem codzienne życie fiknęło kozła i skręciło sobie kark, a to co dotąd było oczywiste, stało się ekstraordynaryjne, to co było obojętne, nagle odzyskało czarno-białe bieguny i wyostrzyło się niczym rzeźnicki nóż. Ciekawe czasy pukały do drzwi, co do tego nie mogło być wątpliwości. Znów zerknąłem na zegarek: minęła godzina i narkotyk wciąż działał. Postanowiłem trochę rozejrzeć się po okolicy, by znaleźć to i owo do przekąszenia. Nie przypuszczałem nawet, że tak szybko znów uśmiechnie się do mnie szczęście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz