wtorek, 25 lutego 2014

Od Wity

Muszę się napić. To jedyna myśl, którą mam teraz w głowie. Zimnego Budweisera, to nie zachcianka, to przymus. Nigdy nie byłam zbyt bystra, ale szybki ogląd obecnej sytuacji pozwolił mi wywnioskować co mogło się stać. Laboratorium zniszczone. Wszystkie te potwory, ci odmieńcy, to wszystko co na co dzień widywałam w klatkach i salach do eksperymentów, TO czym tak gardziłam, teraz TO wszystko musi gdzieś tu być. Ta myśl o dziwo nie napawała mnie strachem, ale obrzydzeniem. TO wszystko nie powinno istnieć. Pstryk! Kolejne obrazki, niczym przewijany film pojawiały się w mojej głowie. Klatka po klatce przypominam sobie co widziałam podczas zamiatania sal. Nigdy nie przyszło mi do głowy, aby zainteresować się tym co TE wszystkie mutanty potrafią. Teraz to już musztarda po obiedzie, mleko się wylało. Dowiem się zapewne w momencie, w którym mnie dopadną i zabiją. Niesamowite jest, że człowiek w życiu zajmuje się głównie trwaniem i przez myśl mu nie przejdzie, że za chwilę może już przestać trwać. Tak jak mi nawet nie przemknęło przez myśl, że te potwory kiedykolwiek ujrzą świat poza laboratorium. Wstałam, spojrzałam w lustro, nadal wyglądałam świetnie, mimo że moje ciało pokrywały liczne zadrapania i siniaki. Myślę, że w tym post apokaliptycznym świecie będę najlepszą dupą. Tyle wygrać. No chyba, że oczywiście nie zostanę zjedzona zaraz po wyjściu z socjalnego. Rozejrzałam się w poszukiwaniu czegoś co pomoże mi się bronić w razie ewentualnego ataku. Nic. Sam szmelc. W takim razie muszę jak najszybciej dostać się do magazynu z bronią, który znajduje się dokładnie w drugiej części kompleksu. Nie ma co panikować, najwyżej zostanę zjedzona.... Gorzej było i chwalili. Ruszam, może gdzieś po drodze uda mi się wpaść na zimnego Budweisera....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz