czwartek, 6 marca 2014

Od Dereka

Kobietę pożarłem ze smakiem i nieukrywanym entuzjazmem, jaki od zawsze żywiłem wobec młodych, kobiecych ciał. I tak by nie przeżyła, myślałem, wybierając całe garście flaków z jej rozszarpanego brzucha. Dzieciak nie żył od dawna, a jego matka czuwała przy nim, już to miłości, już to z ograniczonej wskutek złamania obu nóg mobilności. Tak czy owak teraz oboje byli martwi, przy czym kobieta nieco bardziej. Chłopiec wyglądał na nie więcej niż osiem lat i prawdopodobnie zmarł śmiercią nagłą i bezbolesną. Na jego twarzy zastygł pogodny uśmiech, który i mnie przynosił ukojenie, ponieważ nie uznawałem bezsensownej przemocy i niepotrzebnego cierpienia. Dlatego też wybrałem pracę w tajnym kompleksie badawczym należącym do rządów Japonii i USA, w tak zwanym Laboratorium X. Owszem, eksperymentowaliśmy na ludziach i nie-ludziach pragnąc stworzyć wojsko doskonałe, owszem, badania nasze domagały się ofiar i domagały się cierpień, ale przecież efektem miało być wojsko zdolne przeciwstawić się najgorszemu złu. Przynajmniej tak to sobie tłumaczyliśmy. Teraz nie było już przed kim udawać, nie było przed kim zaprzeczać, że nasze eksperymenty niewiele różniły się od tych, które prowadził dr Mengele w Auschwitz. Machnąłem ręką, jakbym chciał odgonić natrętne myśli. Nie czas na rachunki sumienia, gdy stwory tak przez nas umęczone wydostały się ze swych klatek, by dokonać krwawej pomsty.
Obszedłem ciało chłopca i dostrzegłem dziecięcy plecak ze Spidermanem. Uklęknąłem, by przejrzeć jego zawartość, bo postanowiłem nie przepuszczać żadnej okazji, by znaleźć coś przydatnego do przetrwania. Wewnątrz plecaka znalazłem tablet, spodenki na zmianę oraz coś, co wyglądało jak klaser w plastikowej okładce. Usiadłem i położyłem sobie klaser na kolanach. Zawierał za laminowane plansze, na których w równych szeregach umieszczono kolorowe obrazki. U góry strony tytułowej znajdowało się zdjęcie uśmiechniętego właściciela albumu, poniżej zaś ideogram przedstawiający ludzika pokazującego na siebie. Podpis nad obrazkiem brzmiał "ja". Przerzucałem kolejne strony, na pomarańczowych znajdowały się piktogramy przedstawiające różne osoby, na przykład mamę czy policjanta. Na stronach zielonych spostrzegłem nazwy rozmaitych czynności, strony zaś żółte roiły się od rzeczowników: były tam i zabawki, i różne produkty żywnościowe, a także na przykład części ubioru. Na końcu znalazłem szereg zwrotów grzecznościowych oraz przymiotniki, jak również znaki stanów emocjonalnych. Puknąłem palcem w obrazek uśmiechniętej buźki. Był podpisany "wesoły".
Zabrałem album ze sobą i ruszyłem w miasto.

niedziela, 2 marca 2014

Od Adrianny Do Zero

-Nie masz pojęcia ile wiem.- Powiedziałam. -Więc pewnie Cie to nie zdziwi, ale i tak Ci nie wierzę.
-Nie musisz.- Odparł Zero.
-Doskonała odpowiedź.- Odezwałam się cicho, przyglądając się chłopakowi. Coś w jego zachowaniu mówiło mi, aby mu nie ufać.

<Zero?>